niedziela, 3 maja 2015

O tym, jak zamieniłam angielskie fuck na niemieckie Scheiße...

źródło
Jestem polką, Wy raczej też, skoro czytacie ten tekst. Polski to język uznawany za jeden z najtrudniejszych na świecie, jestem dumna, że jako mała dziewczynka udało mi się go przyswoić na tyle, aby teraz rozwijać się w tym zakresie i pisać ten post. I choćbym nie wiadomo jak dobrze opanowała inny, wiem że ojczystego nie zastąpi nic. Bo po polsku myślę. Bo po polsku mówię. Bo po polsku piszę, czytam, oglądam. Język ojczysty to w końcu nasz dom, znany od dziecka. 

Ale jak wiadomo w szkole obowiązuje zazwyczaj nauka dwóch języków obcych. W Polsce z tego co mi wiadomo, mamy do wyboru francuski, niemiecki, hiszpański i rosyjski. Niektórzy ludzie jednak chcą wyjść poza szkolny schemat zakuwania regułek, rozwiązywania ćwiczeń i zaliczania sprawdzianów (chodzi mi tu oczywiście o słynne zakuj, zalicz, zapomnij). Niektórzy chcą poznać dany język na tyle, by porozumiewać się nim wystarczająco płynnie i rozumieć bez większych trudności. Chcą poznać jego kwintesencję, różnobarwność słów. Chcą, aby ich usta też potrafiły wypowiadać odpowiednio zaakcentowane słowa. Taką osobą jestem ja.

Już od czwartej klasy podstawówki wymuszono na mnie naukę rosyjskiego. Tak, rosyjski to główny powód tego tekstu i moja największa zmora. Teoretycznie uczę się tego języka od pięciu lat, a co umiem? Otóż jedno wielkie nic! Bo nie sądzę, aby umiejętność przekazania Mienia zawód Kinga była aż tak przydatna, jeśli zaraz po powiedzeniu tego przeze mnie do obcokrajowca nastąpiłaby długa nieprzerwana cisza z mojej strony. Jednak nie da się zaprzeczyć, że to trochę moja wina, zwaliłabym na nauczyciela, ale nie wypada tego publicznie robić. Zacznę od tego, że w rosyjskim nic mi się nie podoba, wymawiane słowa wydają mi się być zbyt miękkie i takie... pieszczotliwe? A ja pieszczot nie lubię, między innymi dlatego nie za dobrze dogaduję się z kotami. I te litery, mogłabym uznać je za znośne, gdyby nie myliły mi się za każdym razem w tymi, które są takie same jak w języku polskim, a oznaczają co innego. 


Zostałam także niejako zmuszona do nauki angielskiego. Mniej więcej do końca podstawówki angielski to była czarna magia, nauczycielka po prostu nie potrafiła uczyć, a mi nie było komu wytłumaczyć materiału. W gimnazjum natomiast nastąpiła diametralna zmiana. Lekcje prowadzone tylko po angielsku zaczęły przyzwyczajać ucho do akcentu, większe wymagania przymusiły do podwinięcia rękawów i wzięcie się za ostrą naukę słownictwa. Od tamtej pory rękawów nie odwinęłam, tylko cały czas poszerzam zakres swoich wiadomości, zaczęłam czytać łatwiejsze anglojęzyczne książki, słuchać muzyki i wyłapywać znaczenie tekstów, oglądać filmy z napisami zamiast lektora... Aż w końcu pokochałam angielski, mimo tych wszystkich porąbanych czasów (ile ich łącznie jest, trzynaście?). I angielski to taki mój konik, po prostu chcę być coraz lepsza, poprawiać speaking i cieszyć się z każdej głoski, którą wymówię dobrze. 


Zastanawiacie się pewnie o co chodzi z niemieckim w tytule, prawda? Otóż w liceum nie będę miała rosyjskiego i w tamtym roku dręczyłam się jeszcze myślami z jakim językiem mam szukać szkoły średniej. Francuski, niemiecki czy hiszpański? Pierwszy kusił, bo Charlotte Bronte i jej powieści, w których tyle się naczytałam przypisów, bo nie rozumiałam wypowiedzi bohaterów, do tego Paryż tak dobrze się kojarzy, ale każdy dookoła mówi, że gramatyka trudna. Hiszpański odpadł na starcie, jakoś niespecjalnie mnie pociąga. Natomiast niemiecki utożsamiałam z drutem kolczastym z długimi, trudnymi wyrazami, których nie sposób zapamiętać.

Aktualnie uczę się niemieckiego, zaskoczeni? Liceum rozpocznę dopiero w następnym roku z przedmiotem na poziomie podstawowym, bo Internet i podręczniki nie pozwolą mi na swobodne posługiwanie się mową, nawet jeśli słówka i gramatykę ogarnę w zadowalającym zakresie. Polubiłam niemiecki, polubiłam akcent, trochę szumiący, lekko przeciągnięty, miejscami urywany, czasami ciężki. Przeczytałam kiedyś na jakimś forum, że jednej z uczennic wydaje się niemalże wulgarny. Być może, ale jest też melodyjny, w trochę innej formie. I uwielbiam, a to chyba najważniejsze, prawda? O wiele szybciej uczymy się tego, co sprawia nam przyjemność, co ciekawi i fascynuje.

I jestem dumna z siebie, i będę jeszcze bardziej nawet jeśli w przyszłości będę mówiła w miarę płynnie po niemiecku przeplatając wypowiedzi angielskimi zwrotami, do tego zaciągając po polsku. Byle mi się udało chociaż to. 

8 komentarzy:

  1. Doskonale Cię rozumiem - u mnie w podstawówce angielski również był czarną magią, teraz jest zdecydowanie lepiej i uczę się go z przyjemnością.
    Do niemieckiego mam stosunek taki jaki mam - nie lubię go właśnie za wymowę, za twardo wymawiane głoski, za kulturę niemiecką (co jest głupie, ale cóż) i za te wszystkie zastępstwa z nauczycielką niemieckiego, która była opryskliwa, okropna i bardzo surowa (i nie potrafiła się uśmiechnąć).
    W gimnazjum miałam możliwość nauki hiszpańskiego i pokochałam go całym sercem.
    Podpisuję się pod tym rękami i nogami - najważniejsze, by nauka sprawiała nam przyjemność, a czy ważne jest to, czy to albański, chiński, norweski czy niemiecki? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam troszkę na odwrót z tym niemieckim. Bo z angielskim zgadzam się w stu procentach - w podstawówce/gimnazjum nienawidziłam tego języka, chyba przez nauczycielkę, a teraz zaczęłam go kochać i zdaję sobie sprawę, że trochę za późno. Jednak - niemieckiego uczyłam się w gimnazjum i uczę się teraz. Tak samo nienawidzę i chociaż mogłam dwa razy wybrać rosyjski bądź francuski, zawsze stawiałam na niemiecki. Żałuję. Oj, żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Twojej wypowiedzi. To zgadzam się z angielskim. Natomiast jeśli chodzi o rosyjski to lubię ten język i się nawet nieźle nim posługuję. Ale oprócz tych języków pociągają mnie języki hiszpański i niemiecki. Nie zgadzam się z twoją koleżanką że niemiecki jest wulgarny. Jak dla mnie ma on charakter bardziej poważny. Wkrótce zaczynam naukę tych języków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również się zgadzam :) co do rosyjskiego - awww drażni mnie ten akcent i literki! masakra

    OdpowiedzUsuń
  5. Uczę sie angielskiego i niemieckiego, ale kompletnie nie pociąga mnie ten drugi język, moja nauczycielka wymawia wszystko tak, że nawet wydaję się przyjemny, jednak ja nie potrafię i nie chcę się go uczyć, na szczęście mam spokój, bo sorka nie wymaga za wiele. ;) Mogę sie skupic na tym, co lubię. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Angielski to moja miłość, zaczęłam się go uczyć w gimnazjum na lekcjach, ale już wcześniej strasznie mi się podobał, dlatego fakt, że w końcu miałam z nim do czynienia, był absolutnie cudowny. Hiszpański zaś to moja miłość, ponieważ uważam, że jest najpiękniejszym językiem na świecie. Wiadomo - subiektywnie. :) Uczę się go we własnym zakresie, bo niestety moje technikum nie dało mi innego wyboru. Ale zdecydowanie zgadzam się, że lepiej jest obcować z językiem, który ci się podoba, bo niby z hiszpańskim nie mam na co dzień do czynienia, ale jak już się za niego biorę, to sama przyjemność. :) Zero stresu, zero nerwów - same zachwyty z zabiegów stylistycznych, z pięknie brzmiących sylab. :)
    Niemiecki... Niemiecki to moja zmora. Uczę się go od pierwszej klasy podstawówki, do dzisiaj, a więc 12 lat. I nie umiem nic. Znaczy proste zwroty - owszem. Ale nic poza tym. W podstawówce było fajnie, a przynajmniej w klasach 1-4, później nastąpiła jakaś zmiana i do tej pory nienawidzę go. Jest jak dla mnie zbyt ciężki, nie lubię tego jak brzmi, nie lubię akcentu, nie lubię słów, po prostu mnie wkurza. I nic na to nie poradzę. Więc niestety nie ma się co dziwić z moich dwój z tegoż przedmiotu. Ale częściowo jest to wina nauczycieli, bo w gimnazjum i teraz w technikum są po prostu koszmarni.
    Niemniej, życzę ci aby nauka sprawiała mnóstwo radości :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  7. Rosyjskiego nigdy się nie uczyłam (znam ewentualnie parę słów), a angielski lubiłam chyba od zawsze, dlatego też przykładam się do nauki i naprawdę denerwuje mnie to, że na podstawowym angielskim robimy więcej niż na rozszerzeniu (już chyba lepiej byłoby gdybym w tym czasie uczyła się sama). Ostatnio przeczytałam też pierwszą książkę po angielsku i przymierzam się do kolejnych. Z kolei niemiecki to moja zmora, uczę się go od gimnazjum, ale bez przekonania i chociaż oceny mam na poziomie 4-5, to ogólnie moja wiedza jest dość kiepska. Pewnie byłoby inaczej, gdybym się przyłożyła, lepiej wyuczyła podstaw, ale problem w tym, że niemiecki kompletnie mnie nie interesuje, a wszelkie nagrania odtwarzane na lekcjach są niezrozumiałe (jest dobrze, jak wyłapię kilka słówek). Mam jednak jeszcze japoński, którego uczę się sama dla siebie, bo mnie to interesuje - lubię rozumieć zwroty zasłyszane w piosenkach czy anime i cieszę się za każdym razem, gdy uda mi się rozpoznać jakiś znak, czy nawet przeczytać cały zwrot. I chociaż przede mną wciąż sporo pracy, sprawia mi to przyjemność. A parafrazując tytuł, zamieniam niemieckie Scheiße na japońskie くそ. ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi się zawsze marzyła znajomość rosyjskiego. Niemieckiego nigdy nie cierpiałam. Za twardy ten język dla mnie.

    OdpowiedzUsuń